Newsy Skład Zloty Historie klubowe Kminomatografia Zapach benzyny Linki Księga gości Facebook

26.05.2012 - Saturday Night Cruise #3, Warszawa


Dobra impreza to taka, która zaczyna się dzień wcześniej, a kończy dzień później :] Plany były duże, wyszło jak zwykle. Spontanicznie. Czyli zupełnie inaczej i jak zwykle lepiej. Generalnie chodziło o przyjęcie do rodziny nowego brata, potem odpięcie wrotek u Rafała (Rodents'a), a w niedziele to już pora umierać. Jak się miało to wszystko potoczyć... nieważne, potoczyło się własnym torem. Tym razem tor wytyczyły ślady spalonych kapci.*
Dobry beforek w sobotę u Rafała, na 4 foorki, co rzadko się zdarza, bo generalnie 4 kierowców w 4 autach to bzdura, 4 kierowców w jednym aucie ma sens, pod warunkiem, że jeden jest trzeźwy. Dobrze, jeśli ten trzeźwy prowadzi! Nie mniej odjechaliśmy w 5ciu na 3 auta. Co jest już rozsądniejsze, choć dalekie od ideału. Skończyło się nad ranem, w tunelu, na Bródnie, z Żeraniem w tle, w oparach spalonej gumy. Niemniej w tych jakże sprzyjających warunkach zaprosiliśmy nowego brata do rodziny. Niebylejakiego. Nie powiem o kogo chodzi, ale wszyscy znają małego grubego niemca ;) Dodam tylko, że mieszka tam, gdzie gościom herbatę zalewa się pod sam czubek, żeby cukier się nie zmieścił.
Jakoś nad ranem byłem w domu, zastanawiałem się czy iść spać, ale jak usiadłem to obudziłem się 6 godzin później. Klasycznie... nie było ci się zastanawiać, trzeba było tylko usiąść i pomyśleć. Męczące. Do tego trudno się wyspać na siedząco.
Następny dzień, ustawka o chyba 15stej, albo chyba o 15stej na Powiślu. Wspominałem, że odjechaliśmy na 3 fury. No właśnie, bo mosty w Taunusach są, albo ich nie ma. U Dyry nie było. Już nie było. Qba z Dyrą i Hervolem pojechali most wymieniać do Rafała. Ja pobujać się w zupełnie fajnym cruisingu, co ciekawe nie wiedziałem, że cruisingi mogą być fajne! Nie żebym nigdy nie był, po prostu nigdy nie były fajne. Damian walczył z chłodnicą, co mu noc wcześniej w tunelu zaczęła płyny oddawać. Generalnie do garażu Rodents.pl zjechaliśmy się jakoś w podobnym czasie.
Chłopaki organizatory sprawili się zupełnie nieźle. Kilku kwestii nie przemyśleli za wczasu, ale ogólnie... Praktyka czyni mistrza, podczas kiedy mistrz obraca praktykantkę. No, a potem to już trzeba było być. Spalone laczki, sprzęgła, wylane litry płynów z chłodnic, wlane litry płynów do gardła, samochody, motocykle, żarcie, muza, dobre towarzystwo, jeszcze trochę spalonych laczków, ciągle muza. Godzillówka*. (qbie nie wolno!)* ;P No i do rana, jakoś się zeszło.
No, to taka impreza, kiedy warto odpuścić szybkie kilka stówek, które leżą do zarobienia w niedziele rano. Oczywiście, w niedziele raaaaaano po wywleczeniu dupska z tylnej kanapy jebiącego spalonym kapciem wąskiegocaro byłem innego zdania. Po ciężkiej nocy wycieczka do KFC na pace bulika Rebel'a przywróciła wiarę w sens życia*. Jeśli chodzi o rock’n’rolla, to właśnie tam był. Tylko koncertu zabrakło.

Pozdro i do następnego!!

*tym razem- no te słowa tym razem są lekkim nadużyciem.”Jak zwykle” bardziej by pasowało
*Godzillówka – nalewka na jagodach goji mejd baj maj tata 40%+ ale nigdy nie wiesz…
*(qbie nie wiolno!) – zacytowane słowa qby. W niedziele…. ;)
*choć nie ma co się oszukiwać, jak by na tej pace było więcej dziewczyn to i sens życia był by większy…

Spawn

 

Przepis na udany weekend? Zacząć w piątek z kumplami, furami, nocą na mieście a skończyć w niedzielę będąc nadal w jednym kawałku ;) Te 3 dni zdecydowanie należały do tych, o których będziemy opowiadać przez wiele lat. W "grocie belzebuba" wzbogaciliśmy grono klubowe o nowego wariata - Hervol'a, Puma zmieliła kolejny mechanizm różnicowy, Wąskie pokazało że potrafi ziać ogniem, Kuba pokazał jak mnie skutecznie wyciągnąć z fury o 4 rano ;) a Rodent's jak zorganizować klasyczny rock'n'rollowy after po crusie. Dzięki wszystkim za udany balet! Do następnego!

Dyra

 

Impreza jakich mało, mi takiej brakowało mocno. Zaczęło się poprzedniej już nocy, której efektem było wzbogacenie klubu o jeszcze jednego jełopa...i miazgi w moście dyry. Nazajutrz po regeneracji jechaliśmy - Back to Warsaw - naprawiać most, com uczynił wraz z nowym klubowym nabytkiem, który kimał u mnie.... Rachu ciachu, do mostu trochę piachu i nowy most wisiał na miejscu.... Czas było odnaleźć resztę imprezy cruisingowej, co skończyło się wnikliwą kontrolą pasibrzuchów. Na szczęście pomyślnie "zakończoną". Dobitka zaczęła się znienacka i tak samo znienacka impreza się rozkręciła, za sprawą wódeczki konstrukcji taty spawna, która przyniosła nieoczekiwane rezultaty w dziedzinie RocknRoll'a, paleniu gumy czy też aut, zapaśniczo-bokserskie zmagania też poproszę...... Ranek był trochę okrutny, z mojego punktu widzenia, w spieczonej słońcem 17nastce... Na szczescie Rafciu Rodents podał butelkę H2O na kaca, potem mały browarek ...... wszystko doszło do siebie.
Impreza jakich mało, w doskonałym składzie, z atrakcjami, prawdziwa Belzebubska biba u Rodents'a!
...oby jeszcze kiedys taka...

...... Dziekuje Rafał i jeśli coś złego to przepraszam 3:)

Q_Back

** foty z wymiany mostu dzięki uprzejmości ekipy z Monstrosity Kustom Art **