Newsy Skład Zloty Historie klubowe Kminomatografia Zapach benzyny Linki Księga gości Facebook

31.12.2004 - 1.1.2005 - Belzebubski Sylwester


 

Lista obecności:

I reszta, której nie widziałem, a podobno była.

Wszystko zaczęło się od słów Q_backa, miesiąc od najważniejszej nocy w roku: "starrsky, robię sylwestra!". Niby słowa rzucone na wiatr, lecz w grymasie jego twarzy ujrzałem coś więcej, niż chęć zrobienia biby zalewanej procentami ze znajomego hipermarketu. Zrozumieliśmy się bez dalszych dewagacjii. Obydwu pod deklami świtała wizja kameralnej imprezki, w gronie przyjaciół Belzebubskiej familii. Sprawa ucichła. Wiadomo, zbliżały się święta, dni przeznaczone na ogarnięcie kwadratu letniskowego Q_backa, przemijały wraz z minusowymi temperaturami grudnia. Gdy zostały już tylko dwa weekendy do Nowego Roku, postanowiłem wziaść spawy w swoje ręce: "Chłopaki, dziewczyny, sylwester będzie u starrskiego!" Przygotowania...w eter poszła informacja, że zrzucamy się monetą o równowartości nocy spędzonej na haju. Wystarczy na szamę i alkohol. Od strony gastronomicznej, wszystkim zajęła się Ania "Wisienka" z pomocą Xeni. Spawn skołował dobrą skandynawską voodkę za śmieszną monetę, a ja zamówiłem 30 litrów piwa. Rzecz jasna, żaden z gości nie przyszedł z pustymi rękoma, więc niczego nie brakowało. Wybiła godzina 0. Pojawili się pierwsi goście, przyjechał Jagool z Michem z Krakowa. Pierwsze rozmowy, rzecz jasna na temat naszych fordów. Laseczki już wypicowane.

 

Beczka z piwem wreszcie zaczynała powolutku się opróżniać. Jedno piwko, drugie piwko, trzecie...Wraz z przybywaniem gości nasz wzrok tracił na ostrości. Ania "Wisienka" jako moja kobieta i zarazem pani domu dzielnie stawiała czoła pieczonym kurczakom, bigosom, rosołkom. Pochwał ze strony przybyłych nie było końca.

 

Muza leciała z kompa, podłączonego pod kino domowe, w którym niestety przed imprezą spalił się subwoofer, ale Rokendrole obyły się całkiem przyzwoicie i bez niego. Zrobiło się całkiem klimatycznie, w salonie, w kuchni, w hallu, mimo skromnej ilości biesiadujących było każdego pełno (najbardziej rzecz jasna Diabełka, który był w ciężkim szoku generalnie).

 

Pomiędzy tańczącymi przemykał Q_back z tacką pełną kielonków o zawartości znanej wszystkim obecnym. Szkoda tylko, że najczęściej opróżniającą tackę osobą był on sam.

 

Wtajemniczone osoby, szybko pojawiły się również, w pokoju na górze, gdzie wytworzył się całkiem przyjemny, zasiedziany klimacik.

 

Ziom Jordan uraczył nas kilkunastoletnią Tequilą z Mehiko (jeszcze bez banderoli!) o całkiem przyzwoitej nazwie: "Black Death"

 

Imprezka rozkręcała się, wraz ze zbliżajacą się północą. Wszyscy pili, tańczyli, była dobra zabawa. Ktoś odpalił cygaro, do którego przyssał się później Spawn, ale może i dobrze, bo przynajmniej przestał rzucać petardami na tarasie. Właśnie, byłbym zapomniał, na tarasie dodatkowo smażyły się kiełbaski na grillu, tak, aby nie odchodzić zbytnio od Belzebubskiej tradycji bibowej.

 

23.45. Większość na dole, w tle leciał Pump it up :) Zaczeło się szukanie zasiedziałych po pokojach. Komenda: "Wychodzimy przed osiedle przywitać Nowy Rok!". Fordy odpalone, crusingowo wytaczały się za szlaban, wioząc na swoich maskach tych, którym było już ciężko iść. Wraz z wybiciem północy, na ulicy pojawiła się zasłona dymna, wyprodukowana przez Grandoloty Spawna i Obiego. Lał się szampan, sztuczne ognie oświetlały nam twarze pełne uśmiechu. Zaczęliśmy składać sobie Noworoczne życzenia, a chłopaki dalej śmigali paląc kapcie i sprzęgła.

Po powrocie do domu, nadeszło apogeum imprezki, spowodowane podwyższoną zawartością adrenalinki we krwi. Kolejna przekąska, kolejne dopalacze, taniec i zabawa.

 

Nagle ktoś zauważył, że cała podłoga w salonie jest czarna jak smoła. Okazało się, że była to spalona guma naniesiona butami. Cóż zawsze są jakieś zonki. Niestety nie mogę zdać dalszej relacji z zaistniałych sytuacji gdyż udałem się z Wisienką do sypialni :).
Godzina nie wiem która, ale już jasno za oknem, budzi mnie telefon, który dzwoni już chyba z 5 minut. Po drugiej stronie słuchawki zachrypniętym uchem słyszę całego w skowronkach Melona, który dziękuje za świetną imprezę. Melon mimo naszych starań uciekł z biby troszkę wcześniej z Eweliną - rozumiemy i pozdrawiamy :). Gdy się zwlokłem na dół, goście z dalszych stron kraju zbierali się do wyjścia, reszta siedziała zmelanżowana w kuchni. Podobno, gdy byłem zajęty na górze przez dom przewinęło się jeszcze kilka osób, ale ja o tym nic nie wiem.

Mimo, że nie zjawiło się wielu moich znajomych, z przyczyn do tej pory mi nie znanych, uważam belzebubskiego sylwestra za całkiem udanego. Nie poradziłbym sobie bez pomocy dziewczyny i przyjaciół, którym teraz tutaj serdecznie dziękuje.

starrsky